Płomienna

Jarosław Mikołajewski Tekst: Jarosław Mikołajewski



Jadę do Kasi, powiedziałem, i założyłem czerwony sweter. Czarny, dopiero co wyprany, zostawiłem na krześle. Wychodząc z domu, zatrzymałem się między ostrokrzewem i jarzębiną. Kiedy dojechałem na miejsce, do starego domu w centrum Krakowa, domu wybudowanego wokół wewnętrznych pracowni, Kasia zeszła po mnie na parter. Żebym się nie zgubił. Weszliśmy, przywitałem wzrokiem obraz jej Taty, sprzęty kuchenne, i nagle – pracownia właściwa. Czerwień ostrokrzewu, jarzębiny, swetra, burgunda… Skąd ja wiem, że, według jednej z wersji, w ostatnich życiowych słowach o burgunda prosił Adam Mickiewicz...

Katarzyna Karpowicz

Na czerwienie Kasi, przedmiotów i barw na obrazach nakładają mi się czerwienie mojego domu. Czerwień kalendarza z 2018 roku, który służy mi jako stary dobry notes z telefonami. Czerwone grzbiety katalogów wystaw: malarstwo Pasoliniego, Michał Anioł, rok 1913… Czerwień wstążki na łodydze kwiatu w białe ciapki, który dostałem od Kasi podczas pierwszego spotkania, w Warszawie. Ale czerwienie, które znajduję (może „odnajduję”, jak mówi się o czymś, co już się miało i zgubiło, a potem odzyskało) na płótnach artystki, są inne. Nie od tych, które mam w domu. Inne w znaczeniu: jak z innej palety. Palety – planety.

Chcę się położyć. Kładę się na podłodze, która sama natychmiast nazywa mi się w głowie „łóżkiem Pollocka”. Podłoga jest czyściutka i poplamiona. Plamy są kompozycją naturalną. Rozproszone siłą kropli skapujących z pędzla. Dlaczego u malarki nawet przypadkowa kompozycja z plam na drewnianej podłodze ma porządek, zamysł, czystość? Gdybym ja trzymał pędzle i nosił mokre od farb nad parkietem, jestem pewny, że wyszłaby mi z tego jakaś enerdowska pepitka. Pewnie beżowa, zgaszona. Absurdalna próba niemądrego porządkowania chaosu. Brzydka.

Dopiero potem, kiedy Kasia prześle mi zdjęcia, widzę siebie na podłodze, w pracowni, wśród czerwieni (liczba mnoga – jak to zaznaczyć bez nachalnego zaimka „tych”?) na obrazach. Co ciekawe, wobec plam rozmyślnych i rozumnych na obrazach, wypełniających części ciała i przestrzeni, plamy na podłodze tracą czerwoność. Znikają. Są jak czerwone zajączki odbite na drewnie. Zachodzi mi do głowy pytająca ciekawość: czy otoczłowiek wiszący na krzyżu, broczący krwią, miał pod stopami poplamioną na czerwono ziemię, czy także jego krew miała cień szary? Ziemia to nie lustro. Na szczęście. Bo to lustro jest zdradzieckie, nie cień. Wszystko, co jest naprawdę, istnieje w postaci osobowej, lirycznej, a co jest odbite, musi mieć mądrość przeznaczenia. Czyli przemijania. Jak by to było, gdyby odbite niebo rozpościerało się nam pod stopami jak niebieska łąka?

Katarzyna Karpowicz

Gdyby ta wystawa Katarzyny Karpowicz miała mieć tytuł pojęciowy, sama nasuwałaby się „intymność”. Problem w tym, że słowo „intymność” już nie jest intymne. Tyle intymności na kartkach, w internecie, na ustach. Intymność jest już przepowiedziana (w znaczeniu prze-powiedziana, czyli powiedziana przesadnie). Powiedziana bez intymności. Nieintymnie. Intymniejsze są wargi, które przeżywają jej słowność. Sukienka, która zakrywa intymność, a jednocześnie ją zastępuje. Pomyślmy: szkarłat zasłoniętego podbrzusza. Odbiera dech. Dyszymy nią z namiętności bez intelektu, z rozumu odartego z pasji.

Przez czerwienie Katarzyny przebija intymność organizmu, przedmiotu, cienia pamięci. Im bardziej dosadna, tym bardziej niedopowiedziana. Bo może tak jest (czy tak jest, Malarko?), że to dosadność cieniuje, skoro tak często jest ucieczką od barwy.

Na pewno tym, co cieniuje, jest aura scen, będąca refleksem aury bycia na świecie. Delikatność. Próba ukrycia. Inna dziwność – ukryć się w czerwieni? Tak. Jeśli ktoś odbiera świat w całej namiętności, jeśli świat jest cały w czerwieni, to czerwień właśnie staje się najwyższym stopniem sublimacji, kruchości, ciszy.

Leżąc na podłodze fotografowany przez Kasię, pośród jej obrazów, na plamach z jej pędzli, w czerwonym swetrze, jestem bezbarwnym cieniem jej czerwieni. Ale mniejsza o mnie. Czym są – pytam – te przedstawienia, obrazy? Już wiem: to karty. Malowane losy. Damy, jokery, królowie i króle (postaci i motywy), walety, fantazyjni, śniący i wyśnieni, przedwojenni Żydzi wciągnięci w świat toreadorów w próbie ich ocalenia – bo czy widział ktoś kiedyś toreadora w pasiaku, za drutami?

Dziwne to karty, upiorne jak w niektórych snach „Alicji w krainie czarów”, zaprzeczone w onirycznej logice przeporządkowanego życia. Melancholijne. Smutne figury tych, którymi już boleśnie zagrano. Wysypane poza obrazek i naniesione na nowo – walet z przekrzywioną głową opierający skroń na ramieniu damy, król bez korony, dama, która nie chce być ikoną hazardu, rezygnująca z karcianej nietykalności, poddająca się przefigurowaniu w tajemniczą, tykalną tajemnicę. Wachlarze kobiecych twarzy jak wachlarze powtarzalnych i jedynych losów. Powierzone innym twarzom jak cieniom i sensom.

Część tych grup portretowych jest ujęta w wieloperspektywiczne kwadraty – rząd dolny może być górnym, przestawialnym z północy na południe, jak w kartach właśnie, gdzie stopami króla i waleta są ich własne odpołowione stopy, nie głowy. Stopy – głowy. Stopy – twarze. Kontrfacjaty. Można by powiedzieć „jak przy stole”, gdyby te figury nie były jednak odwrócone.

Katarzyna Karpowicz Katarzyna Karpowicz

Niepokoi mnie teraz, kiedy od Kasi wracam do wydawnictwa Austeria, ta smutna nuta – kazimierska intuicja co do tych przedstawień. Tragiczny sygnał, który płynie z twarzy – portretowych, pojedynczych, powielanych, ocieniających się długimi rzędami. Pięknych i pożegnalnych. Wyiskrzonych nie jak w odblasku burgunda, lecz w łunie niewidocznego pożaru. Tak, to świat picassowsko-chagallowskich kart kresowych pożarów. Pogromów?

Wyobraźnia prowadzi daleko, lecz nie za daleko. Rzeczywistość portretów odbitych w rozwirowanych kartach nie raz poprowadziła nas jeszcze dalej.

Płonące, płonący. Płomienni. Płomienna.

Ja i ty. My.

Miłosne pochodnie.



Wybrane prace

    • Spotkanie w Figon (Judiones de la granja)

      • Medium: Oil on Canvas
      • Size: 100 x 120 centimeters
      • Price: PLN 38000

    zobacz obraz kup obraz

    • Shower

      • Medium: Oil on Canvas
      • Size: 80 x 120 centimeters
      • Price: PLN 30000

    zobacz obraz kup obraz

zobacz wszystkie