Orbitowanie
Świat to za mało. Kogo Jacek Łydżba zabrałby w podróż w kosmos? Szerokie grono kosmonautów i kosmonautek. Żonę Elę, córki Kajkę i Karolinę, aktorkę Kasię Figurę, z którą od lat się przyjaźni. Kilku kumpli od rozmów na różne tematy, jednego marszanda. I jeszcze wielu, wielu innych – wagonu by nie starczyło, żeby tych wszystkich ludzi pomieścić, więc zamiast jednej rakiety w kosmos musiałaby polecieć cała armada. Marilyn Monroe mile widziana – śmieje się – i Łajka się zmieści. Ale byłaby balanga. Tańce, muzyka na cały regulator, hippisi, gadanie do świtu, flirty.
Bo dla niego propozycja lotu w kosmos to żadna tam ucieczka od rzeczywistości czy próba wytchnienia od ludzi.
To tak jak w realnym życiu: musi mieć wokół siebie duże towarzystwo, wiele dobrych serc, jak ten kosmonauta na plakacie.
Lubię siedzieć ze znajomymi w pracowni, pić herbatę, rozmawiać.
Dom, najbliższe kobiety, rodzinna Częstochowa to bezpieczna baza.
Pracownia to mój statek kosmiczny. Mam tu swoje półki z modelami samolotów, książkami, płytami. Wszystko na wyciągnięcie ręki, po ciemku mógłbym sięgać po ulubione przedmioty – wiem, gdzie co stoi.
Maluję o różnych porach. Ostatnio budzę się o czwartej nad ranem i idę do pracowni. Malowanie to mój odlot.
Orbitowanie?
Zdarza mi się odpłynąć myślami na dziesięć sekund, minutę. I wracam do rzeczywistości, bo tu i teraz strasznie mnie ekscytuje. Ciągle wpadam w euforyczne stany, zachwycam się dziewczynami, muzyką, książkami, tym, co ktoś właśnie powiedział fajnego. I ciągle chcę więcej, więcej.
Zachłanność?
Jakby mnie ktoś zapytał, jaki owoc zabrałbym ze sobą na Księżyc, odpowiem: jabłko. Ale jak się zastanowię, to zaraz dodałbym truskawki, agrest, śliwki, gruszki, winogrona, porzeczki, wiśnie… Wymieniać dalej?
Z tego apetytu na życie powstają obrazy. Ludzie często myślą, że ten mój twórczy odlot to kwestia używek, a ja, żeby malować, muszę być absolutnie trzeźwy, mieć jasny umysł. Kiedyś przeczytałem książkę o Modiglianim – o tym, jak malował te swoje piękne modelki o długich szyjach, pił dużo wina i wspaniale malował. Nawet spróbowałem – napiłem się wina, posiedziałem chwilę w pracowni i zmogło mnie. Senność i niemoc. Nici z obrazu – poszedłem spać.
Zdarza się, że przychodzą do mojej pracowni ludzie i spodziewają się tradycyjnych obrazów, poprawnych Kossaków, czy czegoś w tym stylu. Wchodzą na moją orbitę i czasami widzę w ich oczach zachwyt, a czasami przerażenie, bo nigdy nie widzieli takich mocnych kolorów, rozmachu w nakładaniu farby. A ja nie boję się malować, nie mam lęku przed płótnem.
Moje orbitowanie to też każda przejażdżka do Warszawy. Wychodzę wtedy poza utartą codzienność – przyjemność zaczyna się już podczas jazdy. Co powiedział Gagarin? „Widziałem Ziemię! Jest piękna”. Zgadzam się.
Spisała Małgorzata Czyńska
Foto: Magdalena Borowiec