Zaćmienia

Bogusław Deptuła Tekst: Bogusław Deptuła



Spotykają się pod niebem groźnym tak, że nie ma wątpliwości, że zwiastuje ono zagładę. To niebo apokalipsy, niebo końca świata, niebo nieuniknione. Skotłowane chmury, mocne kolory, czasem nieoczywiste kształty tych chmurnych nieb. Do tego czasem jeszcze wyrazista, mocna faktura pędzlem kładzionej olejnej farby.

Katarzyna Karpowicz

Nader szlachetna i pożądana, ale zarazem pod pędzlem malarki zmieniająca się w gęstwę niemal dotykalnie mazistą i ciężką, jak rodzaj pułapki, w którą wpadli bohaterowie jej obrazów, jej historii. Historii prywatnych i ogólnych zarazem, bohaterowie nie bohaterscy, tylko zwyczajni i prości, zaskakiwani każdorazowo przez okoliczności. Jacyś uciekinierzy albo z życia, albo z jakiegoś kraju. W przestrzeniach scenograficznych i nieoczywistych, czasem miejskich, czasem cyrkowych, czasem rodem z filmowej czy teatralnej dekoracji. Trochę zatrzymani w czasie, trochę z czasu wyjęci, na pewno za to przesłonięci melancholijną zasłoną niedopowiedzenia. Nie pragnący być rozpoznanymi i chcący swą tajemnicę i tajemniczość zatrzymać dla siebie.

Katarzyna Karpowicz Katarzyna Karpowicz Katarzyna Karpowicz Katarzyna Karpowicz

Może to paradoks, a może zwyczajne zachowanie, kiedy chcąc zwrócić czyjąś uwagę, staramy się być tajemniczy i intrygujący; może bardziej małomówni niż zazwyczaj i uciekający od słów powszechnie uważanych za banalne. Tacy bywamy, gdy ktoś się nam spodoba, albo odwrotnie – gdy chcemy się komuś spodobać; nieco przyczajeni czekamy na rozwój wypadków i chcemy, by potoczyły się po naszej myśli. Katarzyna Karpowicz umiejętnie tę niejasność sytuacji rozsnuwa w swoich obrazach i liczy na to, że nie uda się nam rozwikłać ich tajemnic.

Katarzyna Karpowicz Katarzyna Karpowicz Katarzyna Karpowicz Katarzyna Karpowicz

Chcemy tych tajemnic, chcemy je poznawać, chcemy być mądrzejsi od bohaterów stojących na ulicach, wychodzących z domów, wchodzących do sklepów. Czasem oni patrzą, czasem są podglądani, ktoś trzyma w dłoni telefon, a ktoś szklaną kulkę i można spytać, co ważniejsze: czy zwykła szklana kulka, ale jakby tajemniczo nieodgadniona, czy świecąca komórka. Można pytać, ale niekoniecznie trzeba odpowiadać. To historie może nie tyle szeptane, ile wypowiadane ściszonym głosem – sottovoce – którym się nie kłamie. Słuchanie ich jest o wiele atrakcyjniejsze niż słuchanie historii wykrzyczanych. Tak, czasem nie można nie krzyczeć, ale zarazem może te ściszone historie zostaną na dłużej, może lepiej wbiją się w pamięć, może będą prawdziwsze. Emocje prawdziwych uczuć są wielkie; nie domagają się ani poprawności, ani spełnienia. Czasem stajemy się ich niewolnikami.

Katarzyna Karpowicz Katarzyna Karpowicz Katarzyna Karpowicz Katarzyna Karpowicz

To mogą być historie gazetowe, ale w takich gazetach, w których nasze najnowsze miłosne uczucie staje się tematem na pierwszą stronę, bo to my jesteśmy pierwszoplanowymi bohaterami tego świata. Te gazety są o nas, to my sami je publikujemy. I to jest właśnie świat Katarzyny Karpowicz malowany w pierwszej osobie i zarazem absolutnie uniwersalny. Świat, do którego wszyscy chcą się dostać i wyrwać mu jego tajemnicę. Świat pociągający i wciągający, bo to jest lepszy świat, świat lepszych nas, mądrzejszych, piękniejszych, delikatniejszych, bardziej uczuciowych i uważnych, choć wcale niekoniecznie szeroko otwartych.

Katarzyna Karpowicz lubi mieć swoje tajemnice i je pielęgnuje również w swoim malowaniu. Zarazem jej świat nie ma w sobie nic z hermetyczności i niedostępności. Ta jej tajemniczość jest wciągająca i pociągająca, odmienna i poszukiwana; niezbywalna i niepodrabialna. Zdaje się, że malarka odkryła klucz do lepszego świata, świata, w którym większość wolałaby się znaleźć.

Ale trwanie i przetrwanie nie są pewne pod niebem tak groźnym i niespokojnym. Pary przytulają się do siebie. Chłopiec i dziewczyna, dwie dziewczyny, dwie kobiety, dwóch chłopców. To będą przerwane objęcia. Szczęście ostateczne chyba nie będzie tu dane, tu, pod niebem groźnym aż tak.

Złączeni. Złączone pocałunkami pary chcą zatrzymać, zaczarować tę chwilę, która ma stać się wiecznością. Może tak jak ja wtedy, gdy stałem pod którymś z paryskich mostów i całowałem się z dziewczyną, która najwyraźniej bała się oderwać od moich ust w obawie, że zniknę i nigdy więcej się już nie spotkamy, i tak realizowała swój paryski plan, a my już nigdy więcej się nie spotkaliśmy. Ten pocałunek nie miał się nigdy skończyć i na pewno był moim najdłuższym pocałunkiem w życiu. Dwie godziny wyrwane nicości i oddane bliskości. Nic, tylko pocałunek, długi, ale przecież nie najdłuższy na świecie. Dla mnie na pewno najdłuższy.

Wrócił do mnie teraz, gdy patrzę na obrazy Katarzyny Karpowicz, która staje się mimowiednie wywoływaczką zapomnianych paryskich historii. A może pod tymi maskami, które tak chętnie wprowadza do swoich obrazów, ukryte są prawdziwe twarze, prawdziwe emocje, prawdziwe, bo inne płcie, może ten kamuflaż jest piętrzeniem inności, zmienności, odmienności, nieprzewidywalności, miłości. To dzieje się wszędzie i nigdzie zarazem. Nie ma pewności, nie ma detaliczności. Czasem zdarza się szczegół, rzucony przez malarkę jak lina ratunkowa, żebyśmy całkiem nie odpłynęli ku nieznanym obszarom, nieznanym nawet nam samym, bo istnienia ich nie przewidywaliśmy aż do chwili spotkania z obrazami krakowskiej malarki, która postanowiła nie dorastać i pozostać w jakimś najgłębszym sensie dzieckiem, nieco naiwnym i niechcącym się przyznać do swej dorosłości i do faktu, że nawet w tym jej starannie tworzonym świecie istnieje groźba wtargnięcia brutalnego świata zewnętrznego; bo choć jest tu pięknie i poza czasem, pod niebem groźnym tak katastrofa jest możliwa zawsze i najpewniej w końcu nadciągnie.

Ale tymczasem możemy trwać w przeświadczeniu, że to się nigdy nie wydarzy, a i my pozostaniemy nietknięci, wyjęci poza czas i jego nieuchronne konsekwencje.

Jak to zrobić, by zostać jak najdłużej w tym świecie, w tym przybytku niezmienności, bezczasowości, trwałości, mityczności – miłosnej i przyjacielskiej, bliskości nie wydartej, bliskości ocalającej; która trwa jako naczelna i niezmienna zasada w tej malarskiej krainie, która pozostanie swoistą Arkadią wśród pożogi otaczającego nas świata, którego lepiej nie dotykać, a który dotyka nas, mimo że tak bardzo chcielibyśmy tego uniknąć i właściwie nigdy go nie poznać. Niepoznanie byłoby szczęściem, wiadomo o tym od dawna i można to znaleźć w pewnej grubej księdze, która jest podstawą organizacji naszej części świata, nawet po dziś dzień.

Trudno zatem uciec od poznania, i jeszcze chyba trudniej zwrócić się ku niepoznanemu. Jego znakiem może stać się zasłonięta tarcza słońca, owo zaćmienie. Zaćmienie uczuć, zaćmienie poznania, swoiste „ciemne świecidło”, słoneczny mrok, niezgłębiona mroczność, która spowija nas i którą my jesteśmy również spowici. To przenikanie ściemnienia w jasność jest oksymoronicznym spotkaniem, które czasem dotyka ludzi, ale na pewno dalece nie wszystkich. Ono nie może być dane wszystkim, ani to możliwe, ani pożądane. Oczywiście można zaprawdę zapomnieć o malarskim porządku panującym w tym świecie, świecie, który cały jest świetlisto-mroczną projekcją, nie chcę pisać senną, bo to oczywiste, sen podobnie jak szaleństwo zbyt często staje się kluczem czy zwyczajnie wytrychem do zbyt łatwego otwierania przestrzeni, które zasługują na pozostanie nieotwartymi, zachowującymi do końca swoją tajemnicę i tajemniczość, przestrzeni malarstwa, ale i projekcji uczuć, z którymi nie wiadomo właściwie co począć.

Choć dziś raczej jestem skłonny myśleć i mówić o kryzysie uczuć i prawdziwych emocji. Kochać to wielka rzecz, ale trudna cholernie i wymagająca. Topnieją góry prawdziwych emocji w efekcie szklarniowym dzisiejszego, coraz bardziej policzonego i przewidywalnego świata. Chyba Katarzynie Karpowicz chodzi o przywrócenia w miłości pierwiastka niepoliczalności i nieoczywistości, o ile w ogóle jeszcze istnieje taka możliwość. Malarka zdaje się nieodmiennie w to wierzyć i próbuje zarażać nas tą wiarą. Zatem poddajmy się jej wierze i dajmy się wprowadzić w ten malarski świat, być może wcale nie idealny, ale na pewno niezwykle sugestywny i kuszący, bo chętnie sięgający po wyznania wiary i uczuć, o które dziś tak trudno.

Niech wiara w miłość nadal przenosi góry i zmienia oblicze świata, tego świata.



Wybrane prace

    • Serce Matki

      • Medium: Oil on Canvas
      • Size: 80 x 100 centimeters
      • Price: PLN 36000

    zobacz obraz kup obraz

    • Spotkanie w Figon (Judiones de la granja)

      • Medium: Oil on Canvas
      • Size: 100 x 120 centimeters
      • Price: PLN 38000

    zobacz obraz kup obraz

zobacz wszystkie