Katatoniczna stabilność
Daniel Zarewicz - pisze o sobie - “Wyznawca mądrości starogreckich mędrców i chasydzkich cadyków, łączący ironię z tęsknotą, zwątpienie z pobożnością, pychę z pokorą”. Czy ktoś „normalny” statystycznie umiałby sensownie połączyć lingwistykę i mistykę, erotykę i fizykę malarstwa?
W przeszłości współpracował z nieistniejącym już dzisiaj teatrem Academia (2002-2006) i prof. Grzegorzem Kowalskim, który w 2005 r. po akcji Zarewicza w pracowni rzeźby, na okoliczność jednego z profesorskich zadań, zapisał pytanie w notatniku, czy aby formuła tegoż zadania się już nie wyczerpała?
Daniel Zarewicz traktuje kolaż jako ważny środek swojego wyrazu artystycznego, świadczą o tym serie jego prac – archetypów, obrazów, symboli – emanujących sublimatami kształtów i barw. Mają one formę obiektów „wydestylowanych”, obsesyjnych, totalizujących, niespokojnych. Stwarzają one wrażenie przymusowej kanonicznej, a nawet katatonicznej stabilności. Komponowanie kolorowych, geometrycznie kolaży można potraktować tak, jak sam o tym pisze - jako „kabalistyczne permutacje wzorów, kształtów, kolorów, stwarzające nową rzeczywistość niejako „na żywca”, gołymi rękami uzbrojonymi w nożyczki”.
Obrazy cyfrowane przez Zarewicza są jego prywatną Gnozą – papierową, kamienną, płócienną, ołówkową kredkową, sproszkowaną i uwodnioną, w której zaklina i uwalnia swoje Ja, przedstawiając kolejne jego obrazy. Jest to rodzaj prywatnej psychoanalizy, która uwalnia jego rejony świetliste. I zamyka, neutralizuje i rozpuszcza, to co, zostało zintegrowane w egzystencjalnej sferze Cienia. Jednak trudno mówić o sztuce i twórczości nie pytając o erotykę? Chyba, że jest ona wyrazem melancholii, depresji lub nekrofilii. Ale tu tak nie jest. Widać w tych obrazach gwieździste niebo przeniesione z perspektywy „nad-ja”, Immanuela Kanta do perspektywy „przed – ja,”, D. Zarewicza, który wizualizuje estetykę własnego „ja”, zakodowaną w przestrzeni własnego ciała.
Obrazy Zarewicza emanują światłami erotyki estetycznej, zintektualizowanej i geometrycznej, a więc nieco zaprzeczonej i może delikatnie perwersyjnej. To jest skrywany drive jego twórczości, która najpierw zdumiewa, a po krótkim czasie uwalnia ciało patrzącego na nie, z tego zaskakującego przeżycia. Jako malarz, artysta, twórca pokazuje on, że jego egzystencjalny Élan vital odkryty kiedyś przez Henryka Bergsona jest także energią badaną dziś przez Zarewicza. Można mieć wrażenie, że swoje gwiezdne grafotypy kolaże, traktuje jako wizualne koany, kody wpisane w serie kolorystycznych wariacji, kontrolowanych przez geometryczne formy.
Dr Daniel Zarewicz jest przecież, autorem pierwszego polskiego tłumaczenia Hymnów Orfickich w 2003 r., autorem książki o przywoływaniu bogów w starożytnej Grecji (2017), z czego powstał na Uniwersytecie Warszawskim, otwierający nowe perspektywy interpretacyjne doktorat, którego życzliwym promotorem był prof. Włodzimierz Lengauer, a jednym z niezwykłych recenzentów prof. Wiesław Juszczak. Kreatywne umiejętności, emocjonalny wigor i poznawczy talent, spowodowały, że jeden z najwybitniejszych polskich intelektualistów i tłumacz dzieł niemieckich Jerzy Prokopiuk, przekazał mu w roku 2018, przewodniczenie założonego przez siebie Klubu Gnosis.
Od tej pory Dr Daniel Zarewicz, idzie wieloma ścieżkami, realizując grecki koan i kanon – Gnothi Seauton - zafascynowany i fascynujący innych swoimi obrazami Sztuki, Nauki i Miłości. To wszystko skłania do powtórzenia w nowej formie pytania, które kiedyś postawił mu Prof. Kowalski – Co dalej Danielu, co dalej? Jakich można spodziewać się odkryć, jakiej nowej planety w świecie sztuki i jakiej nowej planety w świecie nauki, a jakiej w świecie miłości?
Warto spoglądać na twórczość D. Zarewicza w dłuższej perspektywie, żeby zobaczy, kiedy ukażą się one w formie nowych obrazów i symboli. Gdy wszystko stanie się przedmiotem wielkiej transcendentalnej syntezy. W chwili, gdy z widzialnych i niewidzialnych części powstanie nowa estetyczna i etyczna, mistyczna i kabalistyczna Całość.