A ja nie chcę żyć bez piękna

Marek Goździewski Tekst: Marek Goździewski

Piękno. Czy to wstydliwe słowo? – pyta Joanna Stańko w prezentowanej w katalogu rozmowie. Zaraz potem dodaje, że to niesamowite, ile jest słów jakby wstydliwych, przestarzałych, czy też takich nie do końca. W rozmowie pojawiają się następne. Jednym z nich jest „energia”. O energii to pewnie w ogóle nie powinnam mówić, bo to już jest niepopularny i zużyty termin w sztuce, stwierdza artystka. Innym – „duch”. Jak się mówi o duchu, to też to jest passe i podejrzane, kontynuuje w podobnym tonie.

Joanna Stańko

Joanna Stańko - mural na ścianie kamienicy przy ul. Sikorskiego 10 w Bielsku-Białej.
Fot. Krzysztof Morcinek_Galeria Bielska BWA

Stwierdzenia te stanowią bardzo ważną, pozytywną część wypowiedzi artystki, która pozwala usytuować jej sztukę w kontekście polskiej sztuki współczesnej. Drugą jej część, niemniej ważną, chociaż tym razem negatywną, pozwalającej dookreślić to usytuowanie, stanowią wypowiedzi, w którym artystka dystansuje się od sztuki krytycznej lub sztuki (być może) w pewien sposób do niej nawiązującej, która, jak mówi, odstręcza mnie swoją brzydotą i epatowaniem nią. O samej sztuce krytycznej artystka mówi wprost, że „często tworzy rzeczywistości, które są na tym samym poziomie, co rzeczywistość przez nią krytykowana”.

Tym, na co Joanna Stańko zwraca uwagę w swoich wypowiedziach, jest nie tylko stosunek do rzeczywistości, lecz również, a może nawet przede wszystkim, stosunek sztuki oraz używanych przez nią strategii i taktyk artystycznych, w tym języka artystycznego, którym się posługuje, do jej opisu i przedstawiania, do radzenia sobie z nią. Nie oznacza to, że artystka nie docenia znaczenia wysiłku, który podjęła sztuka krytyczna, żeby zwrócić uwagę na nieprzyjemne aspekty rzeczywistości i przesłaniające je, jakby zasłoną iluzji czy złudzeń, konstrukcje. Zwraca bardziej uwagę na to, że sztuka ta być może, jej zdaniem, zbyt mocno uległa presji rzeczywistości, z którą chciała się zmierzyć. A przez to też, przez ów brak wystarczającego dystansu, pozostała „na tym samym poziomie, co rzeczywistość przez nią krytykowana”.

Na tę presję rzeczywistości, na ten dystans od „brzydoty”, „stereotypowego myślenia”, czy wręcz nawet „chamstwa”, zwraca artystka zresztą uwagę w swojej wypowiedzi. Podkreśla również, że w sztuce „trzeba zapomnieć o koncepcjach, klasyfikacjach, relacjach, przestać główkować”, że „codzienne życie często nas „gwałci” takim przymusem”. Podkreśla też, że przed tego rodzaju „gwałtem” należy uciekać, chronić się, że sztuka powinna szukać innego rodzaju sposobu odnoszenia się do niej, radzenia sobie z nią. Zaznacza również przy tym, że te „impulsy zewnętrzne” należy kontrolować, „żeby nie zagłuszały intuicji, która jest moim przewodnikiem”. Intuicja jest tutaj kolejnym słowem, które przywołuje artystka, a które rzadko pojawia się w słowniku sztuki współczesnej.

W tym też kontekście, i nie bez powodu, Joanna Stańko mówi, że „świetnie jest nasycić się życiem, a później zamknąć za sobą drzwi”. Owo nasycenie się życiem ma tutaj charakter pozytywny, ale pomimo swej pozytywności, nawet ono musi pozostać za drzwiami „miejsca pracy” artystki, jej pracowni, którą porównuje do „świątyni”. I nie bez powodu też po raz kolejny zaznacza, że „może to zabrzmi śmiesznie”, że może to porównanie jest śmieszne, bo jest to porównanie, które być może jest jakby „trochę wstydliwe, przestarzałe” lub „passé” nie tylko w sztuce współczesnej, lecz również we współczesnym świecie. Rzeczywistość i wymuszana przez nią jej zasada – „zasada rzeczywistości” – oraz związany z nią „gwałt” i „przymus”, na które zwraca uwagę artystka, pozostają za drzwiami pracowni, tak jak pozostaje ona, i cała związana z nią codzienność, za drzwiami świątyni.

Joanna Stańko

Joanna Stańko - Kolory. Galeria Bielska BWA. 2008.11.6-30
Fot. Krzysztof Morcinek

Praktykowanie sztuki jest zatem dla Joanny Stańko praktykowaniem również pewnego rodzaju duchowości. Duchowości, która w sztuce współczesnej, podobnie jak duch, jest równie „passé i podejrzana”. Jednocześnie, co równie ważne, artystka stwierdza, że „czasami czuje się jak jakaś badaczka”, albo „eksperymentatorka”. Pracownia jest więc dla niej w równej mierze świątynią, co laboratorium. Miejscem w rzeczywistości, w którym zawieszeniu ulegają jej prawa, wymogi i gwałt, który zadaje jednostce. Miejscem, w którym możliwa staje się realizacja jej pragnień ograniczanych przez tę „prawdziwą rzeczywistość” lub niemożliwych do realizacji w niej. Miejscem, w którym może wypowiadać się swoim językiem, opowiadać za jego pomocą „jakąś historię, rozmyślać, marzyć”, w którym samo malowanie jest jakby „rodzajem wyzwania”,  „niemal jak wyprawą w dzikie, nieznane światy”.

Ujawniająca się w tych wyobrażeniach imaginacyjna siła wyobraźni artystki wskazuje na wyobraźnię, i związane z nią marzenia, jako siły, dzięki którym przeciwstawia się temu, co realne, dystansuje się od tego, i jednocześnie tworzy swoje własne opowieści, które niekoniecznie muszą być zgodne z tym co stereotypowe i codzienne, bez względu na to, czy będzie to dotyczyło sfery emocji, intelektu, czy też ducha.

Ten spór marzeń i wyobraźni z rzeczywistością obecny jest w całej twórczość Joanny Stańko. Zaznaczył się on już w monochromatycznych obrazach przedstawiających” tę samą martwą naturę – intrygującą, pomiętą szmatę”, wyglądającą jednak na nich jak tajemnicza, zawieszona gdzieś w fantasmagorycznej przestrzeni góra. Kolejnym krokiem był cykl obrazów z przedstawieniami robotników, powstały w latach 1980–81. Czarno-białe wizerunki z ówczesnej codziennej prasy ulegały w nich transformacji w wizerunki obdarzonych innym życiem i inną energią, bo płynąca z nadanych im kolorów, podkreślających ich wyjątkowość i wyjątkowość ich ówczesnych zmagań, postaci nie z tego, szarego wówczas świata.

Formą, w której w sposób najbardziej wyraźny przejawił się bunt wyobraźni i marzeń artystki w stosunku do zastanej rzeczywistości lat 80., wyjątkowy w sztuce polskiej tego okresu, stanowiły jej instalacje i performances, w których przywołany został świat wschodniej duchowości (w szczególności jogi tantrycznej) oraz związanych z nią symboli i znaczeń. Była to praktyka życiowa i artystyczna, która w tym okresie sama w sobie stanowiła swoistą ingerencję w rzeczywistość. Ingerencję, która pozwalała jej realizować nie tylko swoje własne pragnienia i aspiracje artystyczne, lecz również duchowe. W powstałych wówczas instalacjach pojawiły się odniesienia do wprowadzającego w trans tańca kirtan, który powraca w obrazach tańczących derwiszek z lat 90., oraz prowadzących do światła, do oświecenia, praktyk medytacyjnych. Jedną z najbardziej charakterystycznych prac z tego okresu była zrealizowana w 1987 roku w Galerii „Wieża” praca przedstawiająca transformację od świata materialnego, poprzez to, co daje energię życiową, do świata, który dostarcza energię duchową (na najniższym poziomie galerii artystka usytuowała rzeźbę przedstawiającą granatową górę, na poziomie średnim – usypała jakby górę z ryżu, natomiast na najwyższym – utworzyła górę-stożek ze światła lampy).

Postawa ta pozwalała, i nadal pozwala, artystce odnosić się do dyskusji o autonomii sztuki, o strategiach i formach angażowania się w spór z rzeczywistością, o jej roli i roli jej języka wobec niej, jak również do tego wszystkiego, co było przez główny nurt sztuki, a zwłaszcza wcześniejszej i ówczesnej sztuki awangardowej, nie mówiąc już o „dzikiej ekspresji”, traktowane jako „jakby wstydliwe” lub „podejrzane”, czyli do całej sfery przyjmowanych za oczywiste wykluczeń kategorii takich jak duchowość, piękno, erotyzm, witalność, energia, relacje między ludźmi, zwłaszcza miłość, czy też różnego rodzaju pozytywnych uniesień i fascynacji.

Jednym z rozstrzygających dla twórczości Joanny Stańko stała się jej fascynacja ornamentami, tkwiącą w nich, jak mówi, „ich sprawdzoną przez pokolenia mocą”, którą dzięki nim „może uruchomić”. Dzięki niej artystka może nawiązać do okresu, kiedy powstawały malarstwo i sztuka abstrakcyjna. Do okresu, kiedy obecne były jeszcze wiara i optymizm, że mogą one przekazywać duchowe znaczenia i sensy, że mogą być powiązane z pewna, niekoniecznie stereotypową duchowością. Kiedy panowało przekonanie, że mogą one przekazywać energie, które ostatecznie doprowadzą do zmiany świata, doprowadzą do jego transformacji w jakiś lepszy świat. Kiedy jeszcze panowało przekonanie, że sztuka może doprowadzić do zmiany rzeczywistości. Odniesienie to pozwala jej tę nadzieję na zmianę w swojej sztuce ożywić, a przynajmniej poddać ją próbie i badaniom w sytuacji, kiedy nadzieja ta została już porzucona lub uznana za „passé”, czego artystka ma pełną świadomość, i co wyraźnie zaznacza, mówiąc, że „nie ma misji zbawiania świata”. Pozwala jej, przynajmniej w jakimś stopniu zachować tę nadzieję na lepsze, nawet jeśli to lepsze jest niewielkie i tylko dobre, w czym przejawia się zarówno i jej duchowość, i etyczność jej postawy, a na co wskazuje jej wypowiedź, w której wyraża radość z „uśmiechu na twarzach” osób niepełnosprawnych, z którymi pracuje dla Fundacji „Awangarda”.

Z drugiej strony, owa fascynacja ornamentami i praca z szablonem, pozwala też Joannie Stańko zmierzyć się w bardzo interesujący i nieoczekiwany sposób, jednocześnie także bardzo kreatywny, z dziedzictwem tradycji i kultury, nie tylko europejskiej, i nie tylko awangardowej, z których bogactwem i wspaniałością bardzo często nie radzi sobie sztuka współczesna. Głównymi tradycjami, zarówno kolorystycznych, jak i duchowych odniesień, są tradycje buddyjska i judaistyczna. Z kręgu fascynacji buddyjskich artystki pochodzą kompozycje nawiązujące do mandali oraz kwiatów, przede wszystkim lotosu (który pojawia się w muralu wykonanym przez artystkę w Bielsku-Białej). Kompozycje, w których centrum pojawia się źródło jakby światła, centrum intensywnego promieniowania lub szalonego, oszałamiającego wibrowania i rozwibrowania energii wszystkich przenikających się w tego rodzaju obrazach kolorów i form. Z kręgu fascynacji judaistycznych pochodzi z kolei prezentowany na wystawie obraz „Wszechświat”, dla którego inspiracją stała się opisana przez Flawiusza zasłona ze zniszczonej przez Rzymian świątyni  w Jerozolimie.

Artystka tradycje te, i nie tylko te, również te, których nie nazywa, a na które wskazuje, gdy mówi, że „bardzo lubię czytać [...] a najchętniej wszystko to, co wzbogaca moją wiedzę o człowieku - o tym, o czym myśli, jak myśli, o jego wierzeniach, niewierzeniach, motywach działania, jego historii, kulturach, zwyczajach, obrzędach, o społecznościach bliskich i dalekich”, traktuje nie jako obciążenie, również nie tylko jako inspiracje, lecz przede wszystkim jako pewien dar i zadanie, które może podjąć i które może dalej rozwijać. A co za tym idzie rozwijać i zmieniać siebie oraz otaczającą ją rzeczywistość. Wyczuwać też za pomocą marzeń i wyobraźni odległe, zupełnie inne porządki, przeczuwać je za pomocą intuicji, a następnie przywoływać je i wprowadzać w porządek tego, co realne, jak to miało miejsce w wypadku synagogi w Bielsku. Pozwalać je tym samym doświadczyć innym, dzielić się nim z innymi jako doświadczeniem, z którego można czerpać inspirację do przemiany i siebie, i rzeczywistości, i może jednak – świata.


Tekst opublikowany w katalogu Joanna Stańko – Kolory / Colours, wydanym przez Galerię Bielską BWA w Bielsku-Białej w 2008 roku.

Zdjęcia w tekście zamieszczone dzięki uprzejmości Galerii Bielskiej BWA w Bielsku-Białej.



Wybrane prace

    • Attempt to balance of yellow and orange

      • Medium: Oil on Canvas
      • Size: 98 x 118 centimeters
      • Price: PLN 6500

    zobacz obraz kup obraz

    • Through pure colors

      • Medium: Acrylic on canvas
      • Size: 118 x 98 centimeters
      • Price: PLN 8000

    zobacz obraz kup obraz

zobacz wszystkie