The way young lovers do
Punktem wyjścia dla malarstwa Agnieszki Sandomierz i wielu jej rówieśników jest nowy pop-art. Widać to w kadrach jej obrazów, w ich rzeczowości i zwyczajności. Jednak obrazy Agnieszki przekraczają granice bezosobowego pop-artu. Raczej omijają niż przełamują jego rygory.
To, co od razu uderza, to ich rozmalowanie, rozmach, swoboda. Widzimy, jak ornament na nowo wypełnia przestrze, tworząc dekoracyjną tapetę. Intymność wypiera publicystykę. Malarka lubi improwizować, świetnie czuje fetyszystyczną siłę brandów i erotycznych dodatków. Na dziesiątki sposobów pokazuje, jak to robią kochankowie młodzi
. Jakby chciała nasycić się wszelkimi możliwymi smakami.
Agnieszka maluje duże obrazy, ale bardzo dobrze czuje się także w skali kameralnej – niewielkich obrazków wielkości kartki papieru. Obraz lub tylko mały obrazek – nieważne, każdy z nich to kolejna inwencja, a ich ilość stawia autorkę poza wszelką konkurencją. W tej sytuacji monotematyczność malarstwa Agnieszki wydaje mi się – paradoksalnie - szczęśliwie wybranym samoograniczeniem.
Obrazy erotyczne to obrazy atrakcyjne – to oczywiste. To sztuka łatwiejsza w odbiorze. Ale czy łatwiejsza w tworzeniu? Jak namalować dobry obraz erotyczny? Jak nie przekroczyć granicy dobrego smaku? Jak rozpoznać i opisać erotyczny styl, jeśli nie epoki, to przynajmniej środowiska, w którym się żyje i tworzy? To przecież ono, nieomylnie, poniekąd „na własnej skórze”, będzie te obrazy osądzać: te są puste i niesmaczne, a tamte przejmujące i prawdziwe.
Kiedy patrzę na prace Agnieszki, przypominają mi się obrazy Egona Schiele, Elizabeth Peyton. Ich erotyzm jest zimny, podszyty smutkiem i pustką. Pustką i zblazowaniem epoki? Epoki debut de siecle’u, epoki postseksualnej?