Światło potrzebuje mroku

Katarzyna Rzehak Rozmawia Katarzyna Rzehak



Julia Medyńska

Pracownie Julii Medyńskiej, czy w Londynie, Nowym Yorku czy w Międzyrzeczu, mają zawsze skalę i klasę. Duże powierzchnie, wielkie okna, zawsze kilka zaczętych obrazów, stosy farb, pęki pędzli i butelki rozpuszczalników. Kawałki starannie przyciętego płótna, bo artystka sama obija blejtramy i sama je gruntuje. Oglądając te wnętrza miejsce po miejscu, można prześledzić proces powstawania obrazu, a patrząc na powierzchnie do rozrabiania farb, zrozumieć alchemiczne zacięcie malarki.

Julia Medyńska Julia Medyńska Julia Medyńska Julia Medyńska Julia Medyńska Julia Medyńska Julia Medyńska Julia Medyńska

Jak malarka taka jak ty, zaczyna dzień?

Każdy poranek, już przy kawie, zaczynam od, jak to nazywam, castingu. Otwieram laptop i szukam modeli i rekwizytów do moich obrazów. Przelatuję wszystkie znane mi źródła od Pinterestu po poważne archiwa, zbiory muzeów i kolekcje sztuki. Szukam reprodukcji, starych zdjęć, kadrów z filmów, obrazów, które zatrzymują moją uwagę. Postaci i przedmiotów.

Kto i co ma szansę wygrać casting?

Szukam kontrastów, mocnych zderzeń światła i cienia. Tajemniczości i nieoczywistości. Powierzchni, za którą coś się kryje. Uwielbiam czernie, ale nie płytkie, powierzchowne. Czerń powinna być wejściem, zaproszeniem w głąb obrazu. Jeśli chodzi o ludzi, to interesują mnie figury w ruchu, często przesadnym, nawet ekstremalnym czy ekstatycznym.

Co się dzieje, jeśli znajdziesz odpowiednich „aktorów”?

Nigdy nie wiem do końca, czy dany wizerunek, jest tym, którego szukam. Często w duchu pytam wypatrzone postacie – czy ty mi się nadasz, czy z ciebie będzie obraz? Bywa, że wydaje mi się, że mam, znalazłam. Wtedy się rzucam na płótno, maluję w napięciu kilka godzin bez przerwy. Odchodzę kilka kroków, patrzę – to nie to. Wtedy mówię do postaci – przepraszam, muszę cię zwolnić z blejtramu. Muszę cię skreślić. I zamalowuję, albo ścieram ścierką. Kilka godzin pracy idzie na marne. Mój mąż, który obserwuje powstawanie moich prac, przechodzi obok, patrzy i nie może uwierzyć – dlaczego ją zamalowałaś! Ja bym tak nie potrafił – wyrzuca mi.

Ale nie ma innej drogi. Poszukiwanie prawdy wymaga bolesnych cięć. Picasso mówił, że żeby obraz powstał, często trzeba wyrzucić jego najbardziej ukochaną część.

A co jest dla Ciebie najbardziej ukochane w sztuce?

Dwa, trzy lata temu zakochałam się w baroku. Ten okres w malarstwie, z jego ekspresją, mocnymi kontrastami nie ma sobie równych w skali emocji. Nigdzie nie ma tak wspaniałych, zmysłowych, zróżnicowanych czerni, jak w obrazach barokowych. No i ta teatralność, pozy, wieloznaczności.

Dlaczego teatralność Cię fascynuje?

Moim pierwszym zawodem jest aktorstwo, studiowałam je w nowojorskich Lee Strasberg Theatre Institute i Neighborhood Playhouse School of the Theatre. Wybrałam malarstwo, bo nie miałam cierpliwości do castingów i czekania na rolę. Teraz jako malarka, sama jestem reżyserem: wybieram aktorów jakich chcę, obsadzam role, ustawiam plan, kształtuję i zmieniam moje przedstawienie na obrazie do woli. Malowanie przypomina przygotowanie spektaklu. Tylko, że teraz korzystam z wolności artysty malarza.

Twoje obrazy kryją wiele tajemnic, jedną z nich jest połysk jaki od nich bije. Czemu tak błyszczą?

To sekret malarstwa olejnego. Nie używam, tak jak wszyscy dzisiaj, farb akrylowych, tylko starej, magicznej techniki olejnej. Nikomu się już dzisiaj nie chce malować olejami. To zapomniana umiejętność: trudna i czasochłonna. Obrazy olejne bardzo wolno schną, mijają miesiące nim zaczną się nadawać do transportu.

Co więc jest przewagą obrazów olejnych?

Kiedy studiując w Ameryce malarstwo, po raz pierwszy spróbowałam techniki olejnej przeżyłam szok. Efekt był tak inny niż w przypadku akryli! Głębia koloru, świetlistość – takie efekty można uzyskać tylko nakładając wiele warstw olejnych laserunków, czyli cienkich warstw rozcieńczonego pigmentu, przez które prześwituje kolor podłoża. Teraz się męczę z laserunkami, są niezwykle pracochłonne, ale efekt wynagradza ten wysiłek. Moje ukochane czernie, które sama mieszam, mają głębię i wiele odcieni. To dzięki technice olejnej udaje mi się oddać bogactwo, wyrafinowanie kolorów i ich natężenie.

Który moment w malowaniu obrazu lubisz najbardziej?

Cudowne jest zawsze rozpoczynanie malowania, wtedy emocje są najsilniejsze. Lubię zaczynać obraz, dlatego na przykład teraz maluję osiem obrazów równocześnie. Tworzę martwe natury według starych mistrzów, między innymi tak zwane polowania. Mam tam duże pole do popisu z czerniami.

Dlaczego czernie są dla Ciebie tak ważne?

W sztuce cenię melancholię, tajemniczość i dramaturgię – to wszystko mieści się w odcieniach czerni. Ale też padam ofiarą moich upodobań. Na ostatniej mojej wystawie w Muzeum Ziemi Międzyrzeckiej jedna ze zwiedzających zapytała: na Pani obrazach jest tyle czerni czy Pani ma czarną duszę?

Kto kupuje Twoje obrazy, komu się podobają?

Trzeba lubić ten klimat, mieć podobny świat wewnętrzny. Wielu ludzi zakochuje się w moich obrazach od pierwszego wejrzenia. Rozumieją, że czerń i mrok są konieczne, żeby mogło się pojawić światło.



Wybrane prace

zobacz wszystkie