Flaszka
Hippo Hole wypiliśmy z Wojtkiem Kliczką w trakcie robienia filmu animowanego. Nazwa na butelce - Potieria (po rosyjsku) to tytuł humoreski Daniła Harmsa. Nieźle się uchachaliśmy.
Tokaj
Do Tokaju musimy sobie co jakiś czas pojechać z przyjaciółmi Benkiem i Marcinem Rząsą na - jak to Węgrzy nazywają – „uri muri”. W miejscowości Talliya ma piwnicę Gyorgi Rozsa. Schodzimy do wnętrza ziemi, zanurzamy się w chłodzie. W omszałej grocie ledwie sączy się światło z żarówki pod sufitem, pod ścianami dwa rzędy beczek z czerwonymi obręczami. Winiarz zanurza rurkę w pierwszej beczce z wytrawnym Furmintem. Nalewa do kieliszków, próbujemy – zimne. Winiarz się nam przygląda, a my się uśmiechamy. Potem Asu [Aszú] - rodzynki zanurzone w wilgotnym mchu. Aszu 6-putonowe kleiste, leje się jak oliwa, powoli. Szukam powodu, żeby stąd nie wychodzić. Winiarz nalewa wybrane wina do plastikowych flaszek po wodzie mineralnej. Objuczeni nimi wracamy na powierzchnię. Mrużymy oczy w oślepiającym świetle dnia. W Polsce nalewam wino do szklanych flaszek i szybko robię etykietki.
Budweisery
W czerwcu 2005 roku razem z Marcinem Rząsą wybraliśmy się w Tatry. Flaszki zakupione w spożywczaku w Jaworzynie lądują na dnie plecaka, a my zanurzamy się w Koperszady. Im wyżej, tym zimniej, surowiej, wiosna zostaje w dolinie. Na przełęczy Pod Kopą, gdzie odsłaniają się pięknie wysokie góry, pazury pokazują Jagnięcy, Łomnica, Kieżmarski. Słońce powoli chowa się za Jagnięcego, a my pijemy zimne, zimowe piwo. Dwa dni później z Lodowej Przełęczy schodzimy na dół, w Jaworową Dolinę – w wiosnę. Rośliny przebijają ziemię niczym szparagi. W słońcu kosodrzewina pachnie szalenie.
Ouzo
Jacek Pieńkos, mój przyjaciel z liceum w Szczytnie, wybrał się z rodziną do Grecji odwiedzić siostrę. Wracając, zatrzymali się u nas w Bielsku. Jacek przywiózł butelkę ouzo. Na Przegibku. Duszonki, specjał beskidzki, dochodzą nad ogniskiem, a my sączymy białe jak mleko ouzo z wodą. Dzieci biegają za kotami. Dym lekko gryzie oczy. Gdzieś tam daleko w dole - miasto.
Kozel
Wczesną jesienią pojechaliśmy z Wojtkiem Kliczką do Jablonkova i kupiliśmy skrzynkę Kozelów. Potem w domu w Bielsku wyniosłem na taras telewizor i jak porządne chłopy oglądaliśmy futbol. Nasi dzielni piłkarze biegają za skórzaną kulą niczym w piachu. Biegają, biegają, a nie mogą dobiec, kopią i nie mogą dokopać, jak w jakimś koszmarnym śnie. Pijemy piwo, śmiejemy się i wymyślamy film o futbolu. Noc, świerszcze cykają.
Wojtek Kliczka – grafik, mag komputera. Zawsze mnie ratuje: potrafi sprawić, że utracone pliki zmartwychwstają. Zrobimy razem jeszcze niejeden film i wiele kilometrów do Czeskiej Republiki po budweisera. Co jeszcze? Leniwe popołudnia, oglądanie futbolu, plantowanie trawnika.
Benek – Jerzy Cyganiewicz
– rzeźbiarz i projektant wnętrz, krakus z wyboru, mój towarzysz wypraw na Węgry po tokaj. Czasami robimy razem wystawy. Sceny przyjemne: ja pokazuję obrazy flaszek, a Benek ceramiczne rzeźby dziewczyn (uwielbiam je!).
Jacek Pienkoś – mój przyjaciel od zawsze. W rodzinnym Szczytnie godzinami staliśmy na ulicach i gadaliśmy, paliliśmy razem fajki w szkolnej toalecie. Jacek – ogień na kominku nad jeziorem Babant, Tatry, Kaukaz, sam miód. Narysowałem misia reklamowego dla jego fabryki miodu, a Jacek pojawił się w moim filmie animowanym Tingiel Tangiel.
Marcin Maleńczyk
– siedzi w swojej kawiarni: ekspres syczy, para bucha, pachnie mokka. Marcin ma nawet urodę brazylijskiego plantatora kawy. Coffee Karma to jego praca, a w wolnych chwilach remontuje volkswagena ogórka.
Tadek Marx – mój kumpel. Malowałem postać pijącą piwo i nagle dostrzegłem na obrazie Tadka. Więc namalowałem jego portret. A potem postanowiłem sportretować innych dalszych i bliższych znajomych – czcicieli chwil banalnych i chwil wyjątkowych. Z Tadkiem poznaliśmy się na Rusinowej Polanie. Świetny towarzysz flaszkowo-muzycznych wieczorów.
Mariusz Front – znajomość z nim zaczęła się po naszych oblanych egzaminach na ASP. Potem, w Gorcach, na Polanie Sralówki, przegadaliśmy całe noce. Pamiętam przymarznięty czajnik w szałasie. Mariusz jest reżyserem i razem z żoną Melą przemierza Wschód tego świata.
Łukasz Kiferling
– rzeźbiarz, fanatyk awiacji. Jest jak Ikar, odział się w skrzydła i poleciał. Nie jest szczególnie zadowolony z tego portretu. Ale ja nigdy nie maluję z modela, bo po co? Podobieństwo nie jest dla mnie tak ważne. Ale portretowani często myślą inaczej.