Obraz w budowie

Małgorzata Czyńska Tekst: Małgorzata Czyńska



Maja Kiesner maluje architekturę. Tematem jej obrazów są wille, bloki, obiekty sportowe. Najczęściej modernistyczne, bo artystka szczególnie ceni ten okres i styl w architekturze. Mówi, że jest nią opętana. Zaczęła malować „architekturę jutra” w momencie, kiedy od dawna należała do architektury dnia wczorajszego.

Przebrzmiała, nieszanowana, kruszyła się, rdzewiała, znikała pod styropianem. Powoli odkrywana przez badaczy, dopiero niedawno doczekała się naukowych opracowań, grupy wielbicieli i obrońców, powrotu do świetności. Jestem pewna, że malarstwo Mai Kiesner odegrało tu swoją rolę. Chociaż artystka broni się przed publicystyką, to jej obrazy, chcąc nie chcą, stały się głosem w dyskusji na temat znaczenia i wartości architektury modernizmu.

Maria Kiesner

Droga Mai Kiesner wiodącą od architektury do obrazu ma kilka etapów.

Etap pierwszy: zdjęcie budynku. Albo nawet kilka zdjęć – analiza różnorakich ujęcia tego samego obiektu. Nie ma jednego obiektywnego ujęcia. Każde jest inne, na każdym ten sam budynek, ta sama elewacja, wygląda inaczej. To jest inspirujące. Za materiał źródłowy służą: pocztówki, fotografie w albumach, Internet. Artystka przegląda zdjęcia, szuka idei. „Z architekturą – twierdzi Le Corbusier – mamy do czynienia wtedy, gdy pojawiają się poetyckie emocje”.

Etap drugi: badania źródłowe. Uroda bryły nie wystarczy. Ważny jest kontekst, historia, otoczenie. „Obecność niektórych budowli kryje dla mnie pewną tajemnicę – pisze architekt Peter Zumthor w swojej książce „Myślenie architekturą” - Zdają się one po prostu być. Nie darzy się ich szczególną uwagą. A jednak bodaj nie sposób wyobrazić sobie miejsca, w którym stoją, bez nich. Budynki te wyglądają na mocno zakotwiczone w ziemi. Wywołują wrażenie, że są naturalną częścią otoczenia, i mówią: „Jestem taki jakiego mnie widzisz, i tutaj przynależę”. I dodaje: „Mam namiętne pragnienie projektowania takich budynków, które z biegiem czasu w oczywisty sposób zrastają się z kształtem i historią swojego miejsca”.

Maria Kiesner Maria Kiesner

W latach trzydziestych budynek mógł stać w szczerym polu, pół wieku później jest okalany wybujałymi drzewami, zabudowany miastem, które wokół niego wyrosło. Nastrój jest inny, kolory też. Światło i cień inaczej się kładą, grają z bryłą.

Etap trzeci: płótno. Maja Kiesner maluje wybrany obiekt, robi portret budynku. I tu sprawa się komplikuje jeszcze bardziej, chociaż najprościej byłoby napisać, że efektem są: abstrakt architektury, kondensat modernizmu. Prawda i nieprawda jednocześnie. W zamierzeniu, i w efekcie.

Nie próbuję analizować etapów w twórczości Kiesner, podziwiam ilość rozwiązań konceptualnych i malarskich, które na przestrzeni lat podejmuje w obrębie swoich ulubionych motywów. Zmienia się kolorystyka płócien, malarski gest raz jest bardziej ekspresyjny, raz surowo trzymany w ryzach w imię czytelnej konstrukcji przedstawianego obiektu. Artystka skupia się na samym budynku, albo bada jego relacje z krajobrazem. I już nie wiem, czy to dom w przestrzeni pejzażu, czy pejzaż z domem, bo otoczenie przepływa przez budynek, zieleń trawnika i drzew otula bryłę domu, chmury biegnące na niebie odbijają się w szybach okien, właściwie to nie szyby, a niebo. Kiedy usunąć trawę, drzewa, niebo, to na znaczeniu zyskuje bryła budynku, budynek staje się bryłą w przestrzeni, wyabstrahowanym obiektem.

Maria Kiesner Maria Kiesner

Po kolei, chronologicznie, było tak: trzy pocztówki podarowane przez sprzedawcę w antykwariacie. Dwie przedstawiały zabudowania fabryczne z początku XX wieku, trzecia – słupy wysokiego napięcia. Na tych trzech kartkach Maja dostrzegła motywy warte namalowania, przedmiot do studiów i rozpracowania. Potem dostrzegła „źle urodzoną” architekturę PRL-u, w której wyrosła. Na obrazach zwyczajne bloki nabierały szlachetności, surowości, piękna.

Odkrycie modernizmu okazało się kluczowe, jeśli chodzi o tematykę. Maja Kiesner od lat tworzy swoją autorską inwentaryzację architektury modernistycznej, polskiej, czeskiej, niemieckiej, włoskiej, amerykańskiej. Na jej obrazach są i stacje benzynowe z Dolnego Śląska, funkcjonalne osiedle Montwiłła – Mireckiego w Łodzi, na którym mieszkali Katarzyna Kobro i Władysław Strzemiński, i piękne wille – ikony projektowane przez takich tuzów, jak Le Corbusier, Walter Gropius, Mies van der Rohe. Zdarza się, że artystka wchodzi do wnętrza domu, maluje meble, schody, balustrady. Najważniejsze jednak jest zewnętrze, elewacje, bryła. Tyle, jeśli chodzi o temat, bo przy głębszej analizie okazuje się, że z biegiem czasu stał się on tylko pretekstem do dalszych poszukiwań artystycznych, formalnych.

Punktem wyjścia jest zawsze architektura, ale potraktowana w różnoraki sposób. Na wielu obrazach budynki przypominają tekturowe makiety, na wielu rzeźby w przestrzeni (rozważania na temat bryły i wzajemnych zależności obiektu z otoczeniem są ważnym tu zagadnieniem. Pewnie dlatego artystkę na długo zatrzymały studia nad kompozycjami przestrzennymi Katarzyny Kobro. Prace rzeźbiarki uczyniła tematem całej serii obrazów).

Niezależnie jednak, czy budynki na obrazach są osadzone w realistycznie potraktowanym pejzażu, czy niemal fruwają w pustej przestrzeni, sprowadzone do znaku, to każdy z nich jest próbą ucieczki od dosłowności.

Napisałam, że Maja tworzy swój własny katalog obiektów, nawet zabytków, ale w razie zniszczenia nie posłużyłyby on architektom za wzór do odbudowy. Siła pomysłu Kiesner na malowanie architektury tkwi w jej twórczym, intelektualnym, i chyba też instynktownym, potraktowaniu tematu. Bo tu bynajmniej nie chodzi o ten, czy inny budynek. Na końcu jest obraz. I to on budzi emocje.

„Z czego powstają emocje? – pyta Le Corbusier w traktacie „W stronę architektur - Z relacji między jasno zarysowanymi elementami: cylindrami, gładkim podłożem i gładkimi ścianami. Ze zgodności z otoczeniem, z systemu plastycznego, którego efekty znać w każdej części kompozycji. Z jednolitej idei, która przejawia się zarówno w jedności materiału, jak i modelacji fasady. […] Emocje rodzą się z jednolitej intencji. […] Dzieło sztuki musi mieć spójny cel. […] Jasno formułować, wzmacniać spójność dzieła, nadawać mu jakąś fundamentalną postawę, charakter: czysty wytwór umysłu”.

Le Corbusier mówi o architekturze, Kiesner stosuje te same kryteria w malarstwie.

Niezależnie od tego, czy maluje budowę, czy gotowy budynek, buduje obraz. A ponieważ ciąży jej wspomniana dosłowność motywów, więc je odwraca, żongluję nimi. Ucieka od ich funkcji i przeznaczenia. Usuwa i usuwa detale, żeby bryła była coraz czystsza, żeby najlepiej została tylko ona. Można powiedzieć, że w końcowym efekcie tej pracy malarka dochodzi do początkowego zamysłu architekta.

Przykład: obraz przedstawiający domy Bauhausu. To ikony modernizmu, zaprojektowane i wykonane z dbałością o szczegóły. A Kiesner usunęła z nich oka, balustrady, wyczyściła je z detali, sprowadziła do bryły. Stworzyła nową jakość, nowy motyw.

Z jednej strony uwielbia modernizm, z drugiej – traktuje go po swojemu. Można powiedzieć, że prowadzi nieustanną dyskusję z dziedzictwem kulturowym, z architektoniczną spuścizną, i w tej dyskusji jest szacunek, ale nie ma czołobitności, za to zdarza się żart, przymrużenie oka.

Teraz Maja Kiesner idzie jeszcze dalej: dekonstruuje modernistyczne budynki. Narzędziem pomocnym jest kolaż: artystka wycina ze starych magazynów architektonicznych zdjęcia budynków, fragmentuje je, potem przykleja na tekturach w nowych zestawieniach. Wygląda to tak, jakby tworzony przez lata katalog budynków, rozsypał się, uległ rozproszeniu, dewastacji, jakby nastąpiła nieoczekiwana zmiana miejsc. A kolaże to kolejny etap rozważań o kompozycji. Kolejna próba budowania obrazu na nowo.

Kiesner nie dopuszcza do znudzenia materiałem, z wybranych elementów architektury modernistycznej tworzy zaskakujące konstelacje.

Po raz kolejny wraca też w swoich zachwytach do nośników architektury – do starego papieru, do zdjęć i planów architektonicznych, do kartek kruszących się w rękach, do druku.

W nowych obrazach kolor jest coraz wyrazistszy, jakby wyabstrahowany. Już nie tylko bryła się wyabstrahowuje, kolor też. Po surowych w kolorycie, stalowych obrazach, w których zdaniem artystki koloru wcale nie było, teraz pojawiają się na płótnach róże, fiolety, czerwień.

Nie dziwi fakt, że architekci znają, rozpoznają i cenią obrazy Mai Kiesner, które są swego rodzaju hołdem złożonym architekturze. Mnie w tych obrazach uwodzi gest, widoczne szerokie pociągnięcia pędzlem, zderzenie surowości tematu i temperatury emocji malowania. I kolor: szlachetne szarości, te prawie niekolory, i te mocniejsze, niemal abstrakcyjne róże, które sprawiają, że budynki wyglądają jak upudrowane. Metafora staje się jeszcze głębsza. Maja twierdzi, że tak naprawdę tworzy zawsze tę samą opowieść: o bryle w świetle.



Wybrane prace

zobacz wszystkie