Przyśniło mi się
Zapomniałem, że można być tak młodym
– mówi tytułowy Homo Faber, bohater powieści Maxa Frischa, na widok Sabeth, dziewczyny z końskim ogonem. Jest bystra, ładna, ciekawa świata. Budzi się w niej dorosłość, już jest kobietą, ale jak dziecko z zapałem gra w ping-ponga. Groza przyszłości, cienie przeszłości, całe prawdziwe życie to dopiero przeczucie.
Może właśnie tak zacznijmy ten krótki wstęp towarzyszący wystawie prac Katarzyny Karpowicz, bo niemal w każdym z jej obrazów jest jeszcze dziecięca uroda, nieco naiwna ufność, ale już podszyta strachem i doświadczeniem okrucieństwa losu. Beztroska już nie jest zupełna i przyszłość nie jest prosta. Chyba właśnie ta dwoistość, to przemieszanie dziecięcości i dojrzałości spojrzenia decydują o uroku prac artystki.
Malarstwo wydawało się jej jedynym naturalnym wyborem, życiową koniecznością. Wychowana w krakowskiej rodzinie znanych artystów, od dzieciństwa miała kontakt ze sztuką, z malarzami. Naoglądała się obrazów, napatrzyła. Mistrzowie, do których nieustannie wraca, to Beckmann, Picasso, Balthus, Hockney, Giotto ale też Dostojewski i Kieslowski.
Dziewczynka, która na kartkach papieru kredkami i pisakami „tworzyła światy”, rysowała dzieci, uczłowieczone koty, cyrkowców, gimnastyków i pływaków, dorosła.
Ale może skończmy z tymi próbami analizy, doszukiwania się przyczyn, omawiania skutków. Może jak bohater książki Homo Faber zapatrzony w muzeum w kamienną rzeźbę – główkę dziewczynki – zapytajmy:
– O czym ona śni?