Włoskie historie

Małgorzata Czyńska Tekst: Małgorzata Czyńska

Jak zawsze dzbanki i butelki – przedmioty codzienne aż ubogie w swojej zwyczajności i pejzaże – senne, przydymione weduty. Ale też nareszcie czerwień i intrygujące gry z antykiem.

Nowe prace Łukasza Huculaka są jak podróż do Włoch. Nierealnych, z przeszłości – coś tu z antyku, coś z renesansu, romantyczna aura cudowności, posmak tajemnicy, może nawet mistyfikacji. Pejzaże takie, że śmiało można posłużyć się słowami XIX–wiecznego pisarza francuskiego Prospera Merimeego z jego noweli Wenus z Ille: Okna były zamknięte. Zanim się rozebrałem, otwarłem je, aby odetchnąć świeżym, nocnym powietrzem, rozkosznym po długiej kolacji. Naprzeciw wznosił się Canigou; jest cudowny o każdej porze, lecz tego wieczoru, oświecony blaskiem księżyca, wydał mi się najpiękniejszą górą na świecie. Przez kilka minut podziwiałem wspaniałą jego sylwetkę i już miałem zamknąć okno, kiedy spojrzawszy w dół, ujrzałem posąg, stojący w odległości dwudziestu sążni od domu. Ustawiony był koło żywopłotu, co oddzielał ogródek od dużego, gładkiego placu, który jak się później dowiedziałem, był miejskim terenem gry w piłkę. Wszystko się zgadza – u Huculaka jest i wielki pusty plac z posągiem, i góra, i światło - może księżyca, a może słońca przebijającego się przez mgły.

Łukasz HuculakŁukasz HuculakŁukasz HuculakŁukasz HuculakŁukasz Huculak

W kadrze obrazu ludziki w kolorowych ubraniach, jak przyłapani na gorącym uczynku, w dziwacznych pozach, teatralnych gestach. Trudno powiedzieć czy coś łączy te postaci, są jak aktorzy podczas prób, każdy skupiony na sobie, na swojej roli. Martwe natury to też swoiste inscenizacje – przedstawienie butelek i dzbanków misternie rozgrywane na wielkim blacie stołu. Do swojej zwykle ściszonej narracji artysta wprowadza nagle mocniejsze efekty – i fabularne i kolorystyczne. Jeszcze niedawno narzekał: Ta endemiczna niezdolność do położenia czerwieni, to wywracanie kolorów po dziesięć razy w kółko na drugą ich stronę i z powrotem – cholera mnie bierze. Widzę barwy, których nie ma, nie widzę tych, co są! Teraz czerwień na jego obrazach aż świeci. Ale paleta Huculaka pozostaje wyrafinowanie prosta, szlachetna – w jednym tonie barwnym malarz mieści całą gamę odcieni, co daje jego pracom aurę powagi i spokoju.

W swoim malarstwie artysta wciąż kontynuuje dialog ze sztuką wielkich mistrzów Quattrocenta, z Leonardem da Vinci, z Zurbaranem, Vermeerem, Morandim i Balthusem. Jest w swoich wyborach bardzo staranny, tak jak z wielką sumiennością traktuje każdy kolejny obraz. Mały obrazek skończony po tygodniu pracy to już osiągnięcie – pisze - Pejzaż, który wam wysłałem dręczył mnie dwa tygodnie. (…) Mam wrażenie, że może i wiem, ale albo nie umiem, albo się boję…

Obrazy Łukasza Huculaka to historie poza czasem, sceny nie wiadomo gdzie – światy piękne i surrealne.



Wybrane prace

zobacz wszystkie