Studium kumulacji bodźców
„Jest taki chłopak, Wiktor Gorazdowski. Robi fajne rysunki” – powiedział nam Edward Dwurnik ze trzy lata temu. Młody artysta podesłał mu swoje prace do oceny. Rozsyłał je do wielu malarzy, na prawo i lewo, trochę po omacku, budując swoją bazę kontaktów.


Człowiek spoza środowiska, naturszczyk, amator, samouk, jak zwał, tak zwał. W każdym razie artysta nieprofesjonalny, który zapragnął zmierzyć się z profesjonalnym światem sztuki. Bo kto powiedział, że brak formalnego wykształcenia stanowi tu jakąś przeszkodę? Nie dyplom robi artystę. Już Joseph Beuys stwierdził: „Każdy człowiek jest artystą”. A niektórzy nawet bardziej.
Gorazdowski dobrze trafił, bo Dwurnik od razu się na nim poznał.
Przecież jego własna twórczość zasadzała się na fascynacji językiem malarskim Nikifora, największego naiwnego malarza polskiej sztuki. A u Gorazdowskiego łatwo odnaleźć wiele z postawy à la Nikifor.
Jest outsiderem o silnej potrzebie tworzenia. W ten sposób wyraża siebie, oswaja świat i komunikuje się z nim, a także ujawnia swój światopogląd. To ostatnie z kolei łączy go z Dwurnikiem, który nieustannie komentował rzeczywistość.
I na tym koniec podobieństw, bo Wiktor Gorazdowski nikogo nie naśladuje. Ma swój własny język wizualny. Charakterystyczny, dopracowany i konsekwentny. Taki, który nie przeszedłby żadnego zaliczenia na ASP, ale znowu – co z tego? Artysta stosuje indywidualne zasady perspektywy i budowy obrazu. Wszystko rozrysowuje z precyzją inżyniera. W obrysie wypełnia kształty kolorem, tanimi flamastrami.
Lubi opowiadać, jego prace są w najwyższym stopniu narracyjne, często mają drugie i trzecie dno. A narratorem jest dowcipnym: nawet w trudnych czy bolesnych scenach potrafi błysnąć żartem, odbrązowić tematy tabu. Rzeczywistość w jego ujęciu staje się surrealna, a może po prostu taka jest.
Artysta z zacięciem inżyniera kreuje fantazyjne maszyny i maszynerie. Są dziwaczne, jak te rodem z powieści Raymonda Roussela, outsidera literatury dwudziestego wieku, ulubieńca surrealistów, który zegar na wiatr czy kafar na słońce i wiatr opisał drobiazgowo, aż po najdrobniejsze szczegóły konstrukcji i działania.
I u Gorazdowskiego również wszystko działa na zasadach ustalonych przez artystę-inżyniera. Wystarczy spojrzeć na przedstawiający „osmologiczną szachownicę” rysunek zainspirowany słynnym Mechanicznym Turkiem, osiemnastowiecznym wynalazkiem, z pozoru genialną maszyną, a tak naprawdę sprytną mistyfikacją, do której Gorazdowski wprowadza swoje innowacje: „Zaproponowane przeze mnie rozwiązania techniczne w tymże urządzeniu mają charakter prototypowy – wyjaśnia – ale, co ważne, dają realne szanse zbudowania takowej konstrukcji oraz gwarantują jej właściwą eksploatację. Aby poprawić czytelność przekroju, rysunek będzie zawierał opisy”.
W katalogu do pierwszej indywidualnej wystawy Wiktora Gorazdowskiego rysunkom towarzyszą literackie miniatury Tomasza Wiśniewskiego. Doprowadzić do spotkania tych dwóch twórców na łamach niniejszej książki było naszym marzeniem.