Widzialna forma ukrytego wnętrza
Czy nazywasz jakoś to, co malujesz? Nawet nie chodzi o tytuł, raczej o skojarzenie, nadanie indywidualnej nazwy...
Maluję abstrakcje. Można dopatrywać się w nich różnych rzeczy: może to mapy, może rośliny albo inne formy organiczne. Ale tak naprawdę te nazwy nie mają dla mnie znaczenia. Próbuję malować to, co jest żywe wewnątrz materii; jej ukryte życie, które ma postać inną niż obrazy, które nas otaczają. Chciałbym, żeby forma sama utorowała sobie drogę, sama ją określiła: ostateczna, ale jednocześnie żywa. Każdy obraz ma swój punkt dojścia, trzeba starać się go uchwycić, rozpoznać.
Ma punkt dojścia, ale też początek. Gdzie się zaczyna twój obraz?
Zawsze chciałem znaleźć takie miejsce, gdzie w ciszy obrazy mogą patrzeć w swoje wnętrze. To pewnie tam... gdzie forma się ujawnia.
Twoje prace, mimo że abstrakcyjne i, jak powiedziałeś, nasuwające skojarzenia z całym imaginarium kształtów organicznych, mają dla mnie tę samą poetykę formy, jaką można odnaleźć w sztuce prekolumbijskiej...
Tak myślisz? Ja tego nie widzę i chyba nie zależy mi na takich „etnicznych” skojarzeniach. Nie chciałbym, żeby z europejskiej perspektywy, ani z żadnej innej, były egzotyczne. Ale może masz rację, może faktycznie specyfika miejsca, z którego się wyszło, zawsze wywiera wpływ na kształty, które podsuwa nam intuicja.
Jak wobec tego patrzeć na twoje obrazy?
Chciałbym, żeby widz był odpowiedzialny czy może raczej: współodpowiedzialny. Żeby zauważał kruchość obrazu, jego przemijanie, zmiany, jakim podlega, jego wewnętrzne życie; żeby zdawał sobie sprawę z tego, w czym uczestniczy przez samo patrzenie. Próbowałem robić takie doświadczenia z widzami w Santiago. Od 1985 roku malowałem murale. To była seria obrazów na murze, przy jednej z ulic; obrazów, których powstania przechodnie byli świadkami i które ulegały przemianie na ich oczach. Chciałem, żeby widzowie zaczęli reagować na obrazy, na zachodzące w nich zmiany, żeby potraktowali obraz jako rodzaj dialogu. I tak się właśnie działo w Santiago. Oczywiście przestrzeń publiczna jest inna niż wnętrze galerii, zachęca do takich działań. Poza tym wtedy, w latach osiemdziesiątych, przeżywaliśmy w Chile specyficzny okres, czas aktywności społecznej po długim okresie twardej dyktatury; był to też czas moich studiów i zaangażowania w to, co działo się wokół. Zresztą przestrzeń miasta ciągle mnie bardzo inspiruje, znajduję w niej stale nowy materiał do obrazów.
Na przykład wyrzucone na ulicę dywany...?
Dywany to był inny projekt, powstał już w Niemczech. Zafascynowało mnie przedsięwzięcie społeczne, które Niemcy nazywają Sperrmüll. Polega to na tym, że każda dzielnica ma jeden wyznaczony dzień w miesiącu, kiedy mieszkańcy mogą wystawić na ulicę wszystko, co wydaje im się bezużyteczne i czego chcą się pozbyć: meble, stare zabawki, urządzenia elektryczne, rośliny doniczkowe, zasłony, wykładziny i dywany... Ulice miasta zmieniają wtedy nie tylko swój wygląd; zmienia się też jakby ich sposób istnienia – intymny świat ludzkich mieszkań ląduje na bruku. Przedmioty domowe opanowują świat zewnętrzny; ich święto jest jednak przelotne – parada trwa tylko do rana, bo o świcie wywozi się wszystko na wysypisko śmieci.
Zbierałeś więc wyrzucone dywany, zanim zabrały je śmieciarki...
Tak, i malowałem na nich obrazy. Rozkładałem je, nabijałem na beljtramy i malowałem z obu stron, awers i rewers. W większości to były stare, zniszczone wykładziny, zaplamione kawą, poprzypalane, z odciśniętymi śladami po meblach – nosiły ślady swego wcześniejszego życia. Chciałem, żeby te ślady życia przenikały się z abstrakcją, którą na nich malowałem. Dywan pozostaje dywanem, lecz abstrakcja, którą maluję, zaciemnia i jakby ukrywa jego sens jako dywanu, podkreśla tajemniczość jego z pozoru banalnej egzystencji zapisanej śladami po niedopałkach.
Czy tak samo jest z twoimi innymi pracami? Z obrazami sztalugowymi, z grafiką? Czy też mają ukrywać i odsłaniać jakąś tajemnicę?
Już ci mówiłem: to są abstrakcje. Czy popatrzysz na obrazy, czy na grafiki, znajdziesz ten sam świat form. Oczywiście technika narzuca niektóre rozwiązania i sprawia, że rezygnujesz z innych, ale to jest tylko – no właśnie, technika. Moje prace to abstrakcje, które są – chciałbym, żeby były – rodzajem przeczucia wewnętrznej formy, intuicyjnie odgadniętej za pomocą linii, koloru, faktury, tego wszystkiego, co widzisz – widzialnej formy ukrytego wnętrza.