Obrazy to są kompozycje

Bogusław Deptuła Rozmawia Bogusław Deptuła

Czy od dzieciństwa wiedziałaś, że będziesz malować?

Chyba już od ósmej klasy podstawówki tak, ale to był drugi pomysł. Pierwsza była myśl, żeby zostać przyrodnikiem.

Długo myślałaś, o zajmowaniu się przyrodą?

Nie tak naprawdę to miałam takie myśli tylko w pierwszej i drugiej klasie podstawówki. Mieszkałam wtedy w leśniczówce i może dlatego.

Aleksandra Waliszewska

W takim otoczeniu, to jest zrozumiałe, ale czy po powrocie do miasta myśl o sztuce zaraz wróciła? Czy też może zdecydowały tradycje rodzinne?

Ja już malowałam wcześniej, jeszcze zanim chciałam zostać przyrodnikiem, ale może rodzina miała znaczenie bo było większe na to przyzwolenie. W każdym razie moja mama, która jest rzeźbiarką twierdziła, że malarstwo to najtrudniejsze zajęcie jakie można sobie wybrać. Zawsze powtarzała, żebym tego nie robiła i zajęła się czymś, co przynosi stałe dochody i daje większą pewność w życiu.

Twój ojciec też był artystą?

Nie, mój tato, z wykształcenia jest inżynierem. Teraz hoduje konie.

Wróćmy zatem do malarstwa. Po skończeniu szkoły podstawowej wiedziałaś już, że pójdziesz do liceum plastycznego?

Tak, tym bardziej, że chodziłam też na specjalne zajęcia przygotowujące z rysunku.

I jak było w liceum plastycznym?

To co dla mnie było najważniejsze, to fakt, że przedmioty ścisłe nie były najważniejsze i zostawało więcej czasu na malowanie.

Aleksandra Waliszewska

Czy to znaczy, że startując na Akademię miałaś wyraźną przewagę nad swoimi rówieśnikami, którzy zdawali po normalnym liceum?

Ludzie po liceum plastycznym mieli zazwyczaj więcej prac. W tym liceum była dana taka swoboda, że naprawdę można było malować, bo był na to czas, ale różnie przecież można go było wykorzystywać. Równie dobrze mogłam się zjawiać na malarstwie raz w miesiącu i też zaliczyłabym bez problemu. Nie było tak silnej presji, że trzeba malować. To, czego wymagano, nie bardzo pokrywało się z tym, co robiłam. Ja postawiłam na studiowanie modela, a tam oczekiwano dużych formatów i większej ekspresji.

To znaczy, że nie było modela?

Nie, model był, ale chodziłam na dodatkowe zajęcia. A poza tym sposób malowania modela, którego oczekiwali nauczyciele był zupełnie różny od mojego, oni chcieli ekspresji, a nie anatomii. A ja chciałam rysować studia aktu z modela, tego właśnie chciałam się nauczyć.

A skąd przeświadczenie, że tego właśnie powinnaś się uczyć?

Na początku liceum bazowałam wyłącznie na talencie, malowałam te wielkie, ekspresjonistyczne kompozycje. W pierwszej klasie miałam wystawę w licealnym korytarzu, najwyraźniej to się podobało. Potem jednak stwierdziłam, że nie ma sensu brać wyłącznie z tego, co mam w środku, że muszę w końcu czegoś się nauczyć. Dlatego do końca liceum postanowiłam postudiować postać, tak to się kiedyś studiowało. Tak zaplanowałam i tak też zrobiłam. Powstawały liczne szkicowniki. Rysowałam kolegów i koleżanki z klasy, ale bez żadnej intencji, by tworzyć dzieła skończone. Nie wyglądały więc one zbyt interesująco, to były wyłącznie studia dla samych studiów.

Aleksandra WaliszewskaAleksandra WaliszewskaAleksandra Waliszewska

Czy to znaczy, że dla Ciebie, by móc dalej malować, trzeba umieć malować człowieka?

Myślę, że to nie jest regułą. Ja chciałam mieć tę łatwość, żebym malując rękę nie musiała się już zastanawiać, jak się to robi, żebym się poruszała swobodnie. Są ludzie którzy świetnie malują i bez tego, ale mnie to było potrzebne.

I stało się tak, że przy malowaniu z modela już pozostałaś. Dopiero w ostatnich pracach z postaci, studiów zaczęłaś tworzyć bardziej skomplikowane układy kompozycyjne.

To faktycznie odbywało się stopniowo. Najpierw robiłam kolorowane rysunki, (mama była przerażona, że ja w ogóle nie posiadam wyczucia koloru), potem w następnych studiach wprowadziłam kolor, a w następnych zaczynałam komponować całość. To nawet jest trochę śmieszne, ale szczerze mówiąc tak wyglądało. Teraz wszystko jest już domknięte, bo są już wszystkie elementy niezbędne dla obrazu, ale nie chcę na tym poprzestać i tylko malować. Często dla własnych potrzeb nadal robię zupełnie surowe studia, które wykorzystuję przy malowaniu. Chciałabym tych umiejętności nie stracić. Ale również maluję bez studiów, albo zmieniam całą kompozycję w trakcie malowania. Czasem pozuję sobie w trakcie pracy nad obrazem i uzupełniam brakujące fragmenty. Zaczynając mam oczywiście założenia, ale nie zawsze je przeprowadzam do końca.

Uderzające w twoich obrazach jest, że ty sama jesteś najczęściej modelką. Dlaczego tak się dzieje?

Szczerze mówiąc z wygody. Lubię być sama gdy maluję. Nawet gdy potrzebny jest mi model, to najpierw robię szkic, a potem już tylko posługuję się rysunkiem. Zbyt dużo tracę energii na sam kontakt z modelem. Malowanie potem idzie mi znacznie ciężej.

Jaką jesteś modelką?

Może jestem już sobą nieco znudzona, dlatego chętnie się zniekształcam. Gdy wychodzę niepodobna do siebie, jestem bardzo zadowolona. Opatrzyłam się sama sobie. Miałam kiedyś takie trzy miesiące, że zrobiłam ze dwieście autoportretów.

Wygląda na to, że jesteś pracowita.

Gdy malowałam na akademii, bo teraz już tego nie robię, byłam uważana, za nienormalną osobę, która zamiast siedzieć i rozmawiać - maluje. Ja nie uważam siebie za specjalnie pracowitą; jak się maluje, to trzeba po prostu pracować żeby coś osiągnąć.

Mam nieodparte wrażenie, że traktujesz malarstwo jako sposób na życie. W tym przeświadczeniu jest coś zgoła XIX-wiecznego.

Według mnie tylko wtedy ma to sens.

Czy jesteś zadowolona z tego, co robisz?

Są takie chwile, ale one są naprawdę rzadkie. Do wszystkiego co robię mama stosunek bardzo emocjonalny, zawsze staram się, żeby to było jak najlepsze. Szczególnie teraz, gdy próbuję malować obrazy, a nie tylko studia. Każdy obraz powinien być wyżyną, a to przecież bardzo trudne. Kiedyś swoje poczynania traktowałam bardziej ulgowo.

Oglądającemu sprawia prawdziwą przyjemność stwierdzanie coraz większej komplikacji Twoich prac. Czy to komplikowanie stanowi wynik nabywania umiejętności i samoświadomości. Czy może coraz więcej oglądasz i więcej widzisz?

To na pewno też. Równocześnie wciąż zmieniają się malarze, którymi jestem zafascynowana. Często potrafiłam myśleć „różnymi malarzami”. Tworząc jakieś kompozycje, myślałam, to jest a la ...., a to a la .... To było trochę niebezpieczne, ale nie chciałam z tym walczyć na siłę.

Powiedz komu ulegałaś?

Najdłużej chyba wczesnemu Picassowi, potem był Klimt, Balthus. A wcześniej to był Caravaggio, przez pewien czas Leonardo da Vinci, a teraz głównie wczesny renesans: Giotto, Massacio, Fra Angelico, Piero della Francesca.

Twoje obrazy zanurzone są w przeszłości. Wydaje się, że bardziej inspirująca dla Ciebie jest sztuka dawna niż otaczająca cię rzeczywistość.

Być może, że tak jest w istocie. Oczywiście jakoś muszę się interesować tym, co mnie otacza. Zazwyczaj miejsca, które maluję to są jakieś miejsca konkretne. Moje kompozycje na ogół są z natury, w tym sensie zatem komunikuję się z rzeczywistością, ale w stylu moich obrazów więcej jest ze sztuki dawnej, niż z tego dzieje się w niej teraz. Mimo, że nadal powstają interesujące rzeczy, które mi się podobają, to nie za bardzo odnajduję się w tym, co jest teraz tworzone. Lecz tak naprawdę, to wszystko się łączy w sztuce i trudno wytyczać sztywne granice.

Ja z kolei oglądając to, co robiłaś kiedyś i teraz, przyznaję, że najwięcej widać w Twoich obrazach Balthusa.

Myślę, że w tym momencie jest on jakimś wzorem. Nie jego droga twórcza, ale sama w postawa, która trochę wygląda na ucieczkę od rzeczywistości. Uważam, że sztuka nie musi koniecznie odpowiadać na czasy, w których powstaje. Dla mnie najważniejsze jest przekazanie tego, co naprawdę nurtuje malarza. Jeśli go nie obchodzi to, co tu i teraz, to przecież nie musi pokazywać tego, czego nie przeżywa. Moje myślenie może oczywiście ulec zmianie. Gdyby ktoś mi pokazał parę lat temu prace, które maluję teraz, może byłabym niezadowolona, że to poszło w tę stronę.

Malujesz obrazy małych formatów. Czy to wynika z tego, że malowanie jest dla Ciebie takie czasochłonne.

Tak, głównie chodzi o czas, ale też boję się, że gdybym jeszcze dłużej malowała obraz, na jednym płótnie mieszały by się nowe pomysły ze starymi. Taki obraz byłby strasznie eklektyczny, a cały jego pierwotny pomysł stracił by sens. Rozpadłaby się kompozycja, zjawiły by się jakieś „ciekawostki”, których pierwotnie wcale nie planowałam. Teraz inaczej nie umiem. Jak zdobędę większą łatwość malowania przejdę na większe formaty.

Kolory w Twoich obrazach są dalekie od realizmu?

Najczęściej wynika to z projektu na całość, z malarskiej koncepcji. A skąd koncepcja, tego nie umiem już powiedzieć. Czasem to może być inspiracja płynąca ze sztuki, ale zazwyczaj chodzi mi o harmonijną grę między kolorami.

Skąd pomysł na obraz, na jakąś konkretną kompozycję?

W mniejszych rzeczach, to może być jakieś konkretne spostrzeżenie. A w obrazach to takie prawie matematyczne wyliczenie: ma być to i to, jeszcze powinno się znaleźć to i tamto. Pomysł najczęściej powstaje w trakcie rysowania. Łatwiej mi porządkować rysując, niż myśląc. Często muszę długo rysować, żeby wymyślić to, o co mi chodzi. Czasami zaś leżę w łóżku i wymyślam cztery obrazy naraz i tylko wstaję, żeby je zanotować.

A o czym są Twoje obrazy?

O życiu, może? Ale dla mnie to przede wszystkim są „kompozycje”, bo głównie myślę o tym, że tu ma być taka większa postać, tu ma być przedmiot tej wielkości, a z tego budują się jakieś takie historie, które okazują się być związane ze mną, mimo, że wcale tego nie planowałam rozpoczynając malowanie.

Mam wrażenie, że dla Ciebie rzeczywistość Twoich obrazów jest ciekawsza niż rzeczywistość, która Cię otacza i że wolisz przebywać w tej, którą namalowałaś.

Wolałabym tak nie myśleć, choć pewnie jest w tym coś z prawdy. Ale staram się, żeby do końca tak nie było, bo to może być niebezpieczne.



Wybrane prace

    • Self-portrait in red shirt

      • Medium: Guache on paper
      • Size: 50 x 60 centimeters
      • Price: PLN 3500

    zobacz obraz

    • Self-portrait in the studio

      • Medium: Tempera, pastel on paper
      • Size: 58 x 79 centimeters
      • Price: PLN 5500

    zobacz obraz

zobacz wszystkie